Dragon Ball AZ logo by Gemi

Dark Kaioshin Saga

Bra Special - Czas i łzy

Wstęp
Część pierwsza: Umierające Gwiazdy

Słowem wstępu:

Ten rozdział specjalny dedykuję mojej żonie. Wszystkiego najlepszego, skarbie. :*
Specjal ten jest uzupełnieniem DBAZ, jego akcja dzieje się przed pierwszym rodziałem Dark Kaioshin Saga, więc można go w pewnym sensie uznać za "prolog" do DBAZ.


Część pierwsza - Wehikuł

  Bulma opierała się na łokciu, w bardzo niewygodnej pozycji już od dłuższej chwili. Wciśnięta pomiędzy odchylone panele zewnętrznej powłoki kadłuba, próbowała wkręcić wyjątkowo oporną śrubę. Lewa ręka pani naukowiec cierpła, ale poruszenie się choćby o centymetr zaburzyłoby delikatną równowagę sytuacji i balansująca na czubku magnetycznej wkrętarki śruba upadłaby na podłogę, powodując konieczność rozpoczęcia całej operacji od początku. Po raz czwarty. Bulma zacisnęła więc zęby i powoli sięgnęła w kierunku otworu montażowego.
  - Co robisz, mamo?
  - Auć! - zaskoczona kobieta drgnęła gwałtownie, boleśnie uderzając głową o jeden z wypartych chwilowo z pamięci paneli. Metal brzdęknął o posadzkę. Bulma nie musiała nawet spoglądać na wkrętarkę, by wiedzieć, że śruby już tam nie ma.
  Masując bolące miejsce, kobieta wyłoniła się zza panelu. Powitał ją widok zaskoczonej buzi Bra. Córeczka odziedziczyła po mamie błękitny kolor włosów i oczu, ostatecznie rujnując nadzieje Vegety na ciemnowłosego potomka.
  - Co robisz? - powtórzyła dziewczynka. - Coś ci chyba spadło!
  - Tak... Widziałaś gdzie poleciało?
  - Chyba w tamte metalowe części. Co robisz?
  Bulma podążyła wzrokiem za paluszkiem córki i westchnęła ciężko, widząc stertę śrub, nakrętek i innych porzuconych, czy raczej "odłożonych do posegregowania później" elementów. Westchnęła ciężko.
  - Poprawiam wehikuł czasu.
  - A co to jest?
  - Taka maszyna. - Bulma zawahała się. - Potrafi naprawić złe rzeczy, które już się wydarzyły.
  - Tak jak wczoraj, kiedy upadły mi lody?
  - Nie, takie o wiele gorsze.
  Wyraz twarzy dziewczynki wyraźnie wskazywał, że nie było łatwo jej wyobrazić sobie coś gorszego, a tym bardziej o wiele.
  - Jak skończysz to wezmę tę maszynę i zrobię tak, że lody nie upadły.
  - To byłoby bardzo niebezpieczne. Tej maszyny trzeba używać ostrożnie, inaczej można zrobić wielką krzywdę sobie i innym - wyjaśniła jej mama, jednocześnie zapamiętując sobie, by wprowadzić później odpowiednie zabezpieczenia w komputerze sterującym wehikułu. - Mogłabyś zniknąć, pojawić się niewiadomo gdzie i nigdy nie wrócić. A tak w ogóle, to co tu robisz, nie miałaś się bawić z tatą?
  - Ale on nie chciał mnie uczyć latać - poskarżyła się Bra. - Powiedział, że muszę najpierw móc się swo-bod-nie poruszać w jego sali treningowej. A jak tam wchodzę to jest mi tak ciężko, że wszystko mnie boli. No i śmierdzi tam spoconą małpą...



  Bra śniło się, że lata. To było dziwne, ale fajne. Jej tata i brat potrafili latać (chociaż nie wolno było o tym nikomu mówić), ale ona nie. We śnie leciała powoli wśród chmur zrobionych z lodów waniliowo-śmietankowych. Chmury spadały na ziemię i rozpryskiwały się o nią. Dziewczynka jęknęła przez sen.
  - Cśś - usłyszała uspokajający, męski głos. - Śpij, dziecko. Jutro czeka cię trudny dzień.
  - Tata...? - mruknęła, a we śnie jej lot zakończył się na otwartych dłoniach ogromnej małpy. Usłyszała jeszcze odgłosy wciskania klawiszy zanim znów otuliła ją cisza.

  Obudził ją odgłos stukania w szybę. Otworzyła oczy i ujrzała ogromnego owada, coś jakby trzmiela, który uporczywie próbował wlecieć do jej pokoju przez okno. Pokoju? Nie, nie była w swoim pokoju, a to nie była szyba jej okna. Zamiast płaskiej tafli, szkło miało kształt kopuły... Jak w kabinie maszyny mamy.
  Leżała na fotelu pilota wehikułu, które nie było ani trochę tak wygodne jak jej łóżko. Na zewnątrz było ciemno, nie licząc światła wpadającego przez okno warsztatu mamy. Ale... Warsztat mamy przecież nie miał okna.
  Rozbudzona dziewczynka rozejrzała się uważnie. Wehikuł nie znajdował się tam, gdzie go ostatnio widziała. Stał w jakimś innym, większym pomieszczeniu, czy raczej... jaskini? Promienie słońca rozpraszały mrok, wpadając przez nieregularne pęknięcie w jednej ze ścian. Jej wzrok przyciągnął duży, kwadratowy guzik na pulpicie sterowania wehikułu, intensywnie mrugający na niebiesko. Dziwny trzmiel chyba właśnie do niego próbował się dostać.
  Dziewczynka dopadła do szyby rozpaczliwie próbując dojrzeć coś więcej w półmroku jaskini.
  - Hej! Jesteście tu? Jestem zamknięta!
  Nikt nie odpowiedział, chociaż czekała długo. Kolejne wołania również rozeszły się bez echa.
  "Mogłabyś zniknąć, pojawić się niewiadomo gdzie i nigdy nie wrócić."
  Nie pamiętała wchodzenia do wehikułu. Nie była niegrzeczna! To było niesprawiedliwe! Poczuła wzbierające łzy.
  Rozzłoszczona, zaczęła wrzeszczeć i tłuc piąstkami w pulpit. Jeden z ciosów trafił w pulsujący światłem guzik. Z sykiem, połowa szklanej kopuły uniosła się na dwóch wspornikach. Powietrze na zewnątrz pachniało wilgocią i czymś nieznanym. Po owadzie, który ją obudził nie było śladu. Nawet nie zauważyła kiedy odleciał.
  Zaskoczenie wzięło górę nad złością. Po chwili wahania, z braku lepszego pomysłu, ostrożnie wyszła z kabiny i stanęła bosymi stopami na chłodnym, szorstkim podłożu jaskini. Nierówna, pokryta mokrymi kamykami powierzchnia drażniła skórę dziewczynki, ale nie było jej zimno, mimo że miała na sobie jedynie piżamkę.
  Zacisnęła piąstki i zmusiła się by pójść w stronę wpuszczającej światło słoneczne szczeliny. Była ona położona zbyt wysoko by dało się zobaczyć co jest na zewnątrz i częściowo zarośnięta czymś o długich, sięgających niemal do ziemi, gęsto pokrytych liśćmi gałęziach. Bra zaczęła się po nich wspinać. Przy trzecim kroku nadepnęła na coś ostrego. Z bólu spanikowała, puściła gałęzie i spadła na ziemię, boleśnie obijając sobie pupę. Na stopie miała długie skaleczenie, z którego leciała krew.
  Rozpłakała się, ale tylko na chwilę. Otarła łzy w jeden rękaw piżamki, a drugi zawinęła sobie na dłoni i przycisnęła do rany. Krew na szczęście nie leciała mocno, skała zaledwie drasnęła skórę. Gdy poczuła się znów gotowa, podjęła drugą próbę wspinaczki, tym razem bardzo ostrożnie stawiając stopy. Było trochę trudniej i wyżej niż na atrakcjach z placu zabaw, ale po chwili wysiłku dostała się na górę.
  Stanęła na krawędzi szczeliny, czując gorące słońce na twarzy, a jej oczom ukazał się dziki krajobraz w milionie odcieni koloru zielonego. Pagórkowaty teren jak okiem sięgnąć porastały wysokie, rozłożyste drzewa, otoczone gęstymi zaroślami, gdzieniegdzie upstrzonymi kwiatami we wszystkich barwach tęczy.
  Jeden z pni poruszył się, uniósł w powietrze i opadł z głuchym tąpnięciem. Dziewczynka podążyła za nim wzrokiem, uświadamiając sobie, że patrzy na ogromną nogę.
  Bra zawsze mieszkała w mieście i nigdy wcześniej nie widziała dinozaura na żywo. Było ich już niewiele i wolały tereny oddalone od cywilizacji. To znaczyło, że znalazła się bardzo daleko od domu.
  Wróciła do wehikułu. Nie wiedziała jak zmusić maszynę do zabrania jej z powrotem, do domu, ale po dłuższej chwili czytania litera po literze nazw różnych przycisków udało jej się uruchomić komputer i komunikator. Znalazła też apteczkę. Te drobne sukcesy dały jej nadzieję, która jednak okazała się płonna. Nikt z listy kontaktów nie odpowiedział, mimo, że próbowała nawiązać połączenie wiele razy... Najwięcej do mamy, taty i Trunksa. Zmęczona i zrezygnowana zasnęła, łkając cicho.

  Obudził ją szum deszczu. Gdy tylko się ocknęła, jej brzuszek zaczął głośno protestować i domagać się uwagi. Początkowo próbowała go zignorować i ponownie zapaść w sen, ale wreszcie zmusiła się do wstania i ponownej wspinaczki do wyjścia z jaskini. Jej piżamka już wcześniej nasiąkła wszechobecną w powietrzu wilgocią, a teraz gdy krótka, intensywna ulewa pokryła wszystko warstwą wody, była już zupełnie przemoczona. Dyskomfort spowodowany tym jednak schodził na dalszy plan, zagłuszany przez głód. Bra wspięła się do szczeliny i wyszła z jaskini, rozglądając się, wśród mokrych liści i trawy, za czymś co wygląda na jadalne. Nie chciała odchodzić zbyt daleko, w obawie, że nie trafi z powrotem do jaskini z wehikułem, tym bardziej, że nie była pewna ile czasu pozostało do zmroku.
  Miała szczęście. Na jednym z krzaków znalazła owoce, które kiedyś na pewno już jadła. Przypominały duże, czarne ogórki z takim jakby liściem na końcu. Nie pamiętała jak się nazywały, chociaż przypominała sobie, że wtedy jej nie smakowały. Te musiały być jednak trochę inne, bo okazały się bardzo smaczne. Zjadła dwa. Zerwała kilka wielkich liści z zamiarem zawinięcia w nie kolejnych "czarnogórków" jako prowiant na później, gdy jej uszu dobiegło miarowe stąpanie, z kroku na krok coraz głośniejsze. Coś ciężkiego szło w jej stronę.
  Zamarła gdy ogromna, uzębiona szczęka wychynęła zza drzew. Potężna głowa osadzona była na umięśnionym korpusie, z którego wyrastały dwie potężne nogi oraz dwie karłowate "rączki". Stwór kończył się długim, przypominającym maczugę ogonem. Bra zasłoniła sobie usta, by nie krzyczeć i powoli opadła pomiędzy mokre krzewy, obserwując drapieżnika przez prześwity pomiędzy liśćmi. Przeszedł obok, nie zatrzymując się, bez jakiegokolwiek znaku, że w jakiś sposób poczuł obecność dziewczynki, ale serce waliło jej jak młot jeszcze kilka minut po tym jak kroki dinozaura ucichły w oddali. Dopiero wtedy odważyła się zdjąć dłonie z ust.
  Wróciła do wehikułu i podjęła kolejne próby kontaktu ze światem zewnętrznym, z identycznym jak poprzednio skutkiem. Gdy na zewnątrz zaczęło się ściemniać zamknęła kopułę wehikułu, zdjęła mokrą piżamkę i próbowała ułożyć się jak najwygodniej na fotelu pilota. Długo nie mogła zasnąć, a gdy w końcu jej się udało, przyśniła jej się ogromna latająca, uzębiona szczęka, która próbowała pożreć wehikuł z nią w środku. Przebudziła się gwałtownie.
  - Mamo, tato... Gdzie jesteście?
  Bardzo chciało jej się płakać. Ale nie płakała. Prawie.

  Gdy znowu otworzyła oczy, był już dzień - światło słoneczne wpadało przez szczelinę w ścianie jaskini. Ubrała się w zaskakująco brudną piżamkę, zjadła jeden ze znalezionych dzień wcześniej owoców i wyszła z wehikułu. Ruszyła w kierunku wyjścia i usłyszała wyraźny, przeciągły syk, który bardziej ją zdziwił niż przestraszył. Zorientowała się co syczy, dopiero gdy na to nadepnęła. Krzyknęła, kiedy jaszczurka wielkości kota skoczyła do ataku i wbiła jej ostre zęby w łydkę. Bra przewróciła się, chwyciła coś twardego i ciężkiego i zaczęła tłuc zwierzę bez opamiętania. Przestała długo po tym, gdy sczeki zwierzęcia puściły, a ono samo przestało się ruszać. Kamień w jej dłoniach był pokryty krwią, podobnie jak nogawka piżamki.
  Wróciła do wehikułu i wyjęła bandaż z apteczki. Nie umiała go poprawnie założyć, więc tylko przyciskała kawałek czystej gazy do rany tak długo, jak była w stanie. Tym razem płakała.
  Gdy zaczął padać deszcz, odważyła się ponownie wyjść z wehikułu. Bardzo chciało jej się pić. Ugasiła pragnienie zbierając wodę ściekającą po wewnętrznej ścianie jaskini. Przy okazji znalazła też w jednym ze skalnych zakamarków miejsce, gdzie wpadająca do jaskini deszczówka gromadziła się w naturalnym zagłębieniu.
  Następnego dnia ugryziona noga bolała ją już mniej. Wychodząc z jaskini starała się jednak na wszelki wypadek jej nie obciążać. Tym razem oprócz "czarnogórków" znalazła też małe owoce przypominające brzoskwinie. Były kwaśne, ale i tak je zjadła. Przynajmniej te, które leżały na ziemi, bo nie umiała wejść na drzewo z bolącą nogą.

  W pierwszym tygodniu udało jej się nie płakać dwa dni (bo to siódmego dnia jak się uderzyła w łokieć i pociekły jej łzy z bólu się nie liczyło). W drugim tygodniu płakała tylko cztery razy, w tym dwa razy jednego dnia, gdy w jaskini znalazła gniazdo jaszczurki zabitej wcześniej kamieniem. Biedne jaszczurzątka miały się już nigdy nie wykluć.
  Okazało się też, że jaszczurcze jaja są smaczne nawet na surowo. Trochę obrzydliwe, ale smaczne.
  Od trzeciego tygodnia płacz pojawiał się już sporadycznie. Później przestała liczyć - zarówno łzy, jak i czas.

  Komputer wehikułu skrywał jeszcze wiele tajemnic, które odkrywała w miarę jak jej umiejętność czytania, i rozumienia tego co czyta, się rozwijała. Później nie była pewna, czy domyśliła się co się z nią stało dlatego, że lokalizator satelitarny nie potrafił określić położenia (gdy już zrozumiała czym są satelity), czy po prostu w historii działania maszyny znalazła zapis skoku w czasie, który ją tu sprowadził. Biblioteczka multimedialna Bulmy, zawierająca hity muzyczne z czasów młodości pani naukowiec, oraz nietypową mieszankę książek technicznych i tanich romansów stanowiła dla Bra ostatni kontakt z rodziną i cywilizacją, za którymi tak tęskniła. Najcenniejszym znaleziskiem był schemat techniczny samego wehikułu wraz z opisem działania machiny, który nie zawierał jednak najważniejszej informacji - hasła do systemu. Bra próbowała wszystkiego, co przychodziło jej do głowy, ale żadne kombinacja imion rodziny, przyjaciół ani postaci z tanich romansów nie chciała dać jej dostępu do najważniejszej funkcji wehikułu. Dziewczyna nie zamierzała się jednak poddawać.

Część druga - Próba

  Drapieżnik kroczył przez dżunglę z królewskim majestatem, należnym istocie, która wie, że stoi na szczycie łańcucha pokarmowego i nic nie jest w stanie jej zagrozić. W każdym innym miejscu na świecie byłaby to prawda. Pomarańczowe światło zachodzącego słońca zmieniało zieloną dżunglę w festiwal żółci i głębokich cieni. Zębacz nie miał na tyle dobrego wzroku, by to zobaczyć ani wystarczająco dużego mózgu, by docenić. Życie nie nauczyło go też odczuwać strachu - to było coś, co przydarzało się innym.
  Jeden z cieni poruszył się i skoczył na pobliskie drzewo, odbijając się od niego niczym rykoszetujący pocisk. W ułamku sekundy bezruchu pomiędzy skokami wyglądał trochę jak nieduża, prawie bezwłosa istota otulona w skóry innych zwierząt.
  Istota z impetem zderzyła się z czaszką drapieżnika, odrzucając potężne cielsko na kępę drzew, które połamały się jak zapałki pod jego ciężarem. Stwór przetoczył się, zamierając na chwilę, ale po chwili poderwał się z powrotem na nogi i zaryczał potężnie, mierząc małą istotę stojącą przed nim na ziemi morderczym wzrokiem. Bra odsłoniła drobne zęby w grymasie, który można było uznać za uśmiech, o ile ktoś wystarczająco dobrze znał Vegetę.
  - Twardziel, co? - warknęła. - No dawaj!
  Uskoczyła przed ciosem ogromnego ogona na prawo. Zebrała ki w dłoni, kolejnym sprężystym skokiem poszybowała w górę i wstrzeliła zebraną energię prosto w oko kolosa. Pocisk eksplodował wewnątrz czaszki. Drugie oko wyprysnęło z oczodołu, w towarzystwie częściowo zwęglonych fragmentów mózgu. Potwór przeszedł jeszcze kilka kroków, upadł, wielkim cielskiem wstrząsnęły ostatnie spazmy, po czym znieruchomiało po raz ostatni.

  Bra rozpaliła ognisko skoncentrowaną wiązką ki.
  - Widzisz, Tri - zagadnęła zaprzyjaźnionego triceratopsa. - To hasło musi gdzieś tam być, dam głowę. Gdzieś w środku "Szału namiętności" albo "Tej jednej nocy". Znajdziemy je. Jak nie w tym roku, to może w przyszłym.
  Tri legł z podkulonymi nogami na granicy zasięgu światła jej ognia, westchnął i puścił potężnego bąka, co zazwyczaj oznaczało, że się nie zgadza.
  - Tak, to może też być "Fotowoltaika, opracowanie zbiorcze" - przyznała, opiekając nad ogniem kawał mięsa nadziany na zaostrzone dinozaurowe żebro - ale mam nadzieję, że nie, bo tego chyba nigdy nie przeczytam w całości. Fuj, ale śmierdzi, coś ty znowu żarł?
  Dinozaur zaryczał niczym bawół z podkręconym basem.
  - Rozpasłeś się i rozleniwiłeś, bo nie masz w okolicy naturalnych wrogów.
  To była jej wina. Poznała Tri, gdy ranny uciekał przed jednym z wielkoszczękich zębaczy i zrobiło jej się go żal. Tamtego dnia pierwszy raz jadła łykowate mięso drapieżnika. Zasmakowało jej na tyle, że jakiś czas później te, które nie zostały jeszcze zjedzone, zaczęły omijać okoliczne obszary. Zazwyczaj. Czasem jakiś się zabłąkał, tak jak dzisiaj.
  Zjadła pieczyste, popijając sokiem z żółtych owoców, które nazywała szumiakami, bo od soku nieco szumiało jej w głowie. Jej wzrok podążył ku niebu. Zamrugała z niedowierzaniem. Do znanych jej gwiazd dołączyła nowa, zaburzając obraz nieba, który wypalił się w jej mózgu przez lata.
  - Hej, tego tam chyba wcześniej nie było... - stwierdziła, próbując ostrym fragmentem kości wydłubać spomiędzy zębów włóknisty fragment, który wyraźnie nie chciał podzielić losu reszty posiłku. Tri sapnął i zamknął oczy. Bra w duchu przyznała mu rację, zasypała ognisko i też poszła spać.



  Następnego wieczora, nowa gwiazda nie tylko wciąż była obecna na niebie, ale też stała się największą i najlepiej widoczną ze wszystkich.
  - Wiesz co, Tri - stwierdziła dziewczyna - to chyba wcale nie jest gwiazda.
  Jej zajęty trawieniem towarzysz nie odpowiedział, nie miał zresztą w zwyczaju spoglądać w niebo.
  Komputer wehikułu czasu potwierdził jej przypuszczenia. Bra znacznie powiększyła otwór wejściowy do jaskini już kilka lat wcześniej, by panele słoneczne maszyny mogły naładować wyczerpujące się akumulatory, więc obiekt był widoczny ze środka zarówno dla jej oczu jak i instrumentów pokładowych. Odległość była zbyt duża, by określić szczegóły, ale dało się stwierdzić, że maleje.
  Pierwszy dokładny namiar udało jej się uzyskać dopiero w południe następnego dnia, gdy obiekt był już widoczny gołym okiem na dziennym niebie. Komputer ustalił prędkość obiektu i wyliczył, że odległość osiągnie zero za jedenaście godzin i szesnaście minut, o godzinie 23:21, jakiś czas później korygując to na 23:19, a po kolejnej dłuższej chwili na 23:18. Cokolwiek to było, leciało coraz szybciej.
  Niezależnie od tego jak intensywnie Bra wpatrywała się w monitor, nie chciało być lepiej.
  Wróciła do swojego obozu, aktualnie pustego, gdyż była to pora popołudniowego posiłku Tri. Potem ruszyła na wysoką górkę, z której zawsze był najlepszy widok na całą okolicę, ale gdy tam dotarła nie potrafiła stwierdzić co miałoby jej to dać. Teren wokół wyglądał jak zawsze.
  Po raz pierwszy od lat, poczuła się znów bardzo samotna. Nie, to nie tak. To uczucie było w niej cały czas, po prostu udawało jej się je ignorować, bo nikogo tak naprawdę nie potrzebowała. W końcu nie było takiej rzeczy, z którą nie mogłaby sobie poradzić.
  Aż do teraz.
  Nie była pewna jak długo siedziała tam praktycznie bez ruchu, ale gdy się ocknęła jasny punkt na niebie był większy i wyraźniejszy niż wcześniej. Pobiegła z powrotem do wehikułu, gdzie komputer pokładowy śledzący obiekt określał aktualny czas zderzenia na 23:04. Za niecałe osiem godzin.
  Ostatnie osiem godzin...

  Dopiła resztkę soku z szumiaków. Zaraz... resztkę? Wydawało jej się, że było tego więcej. Musiała się pomylić. Może coś jeszcze zostało?
  Rozglądając się, kątem oka uchwyciła to mordercze Coś na niebie. Uniosła dłoń i zasłoniła jasną kropkę końcówką kciuka.
  - Widzisz? Nie ma cię... Daj mi spokój.
  Nie znalazła więcej soku, więc z irytacją rozbiła pusty kubek ze skorupy orzecha o pobliskie drzewo. Woń spalenizny uświadomiła jej, że ostatni stek z wielkoszczęka miał być gotowy jakiś czas temu. Wyrzuciła zwęglone mięso razem z improwizowanym rusztem. I tak nie była głodna. Zjadła chyba ze cztery... może pięć? Jak na ostatni posiłek, mogło być gorzej. Zamknęła oczy, pogrążając się w błogiej nieświadomości.
  Nie.
  Ogarnął ją gniew. Zerwała się na nogi i zaczęła wygrażać niebu pięścią.
  - Nie zabijesz mnie ty kawałku skały, czy czym tam jesteś! To ja zabiję ciebie! Zobaczysz!
  Zachwiała się. Stopy nie chciały współpracować i utrzymać jej w pionie. To jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
  - Wszyscy przeciwko mnie!? Jeszcze zobaczycie! Ja wam pokażę!
  Ponownie straciła równowagę, tym razem lądując na brzuchu. Z wściekłości uderzyła kilka razy pięścią w podłoże, na skalnej powierzchni pojawiły się pęknięcia.
  Kurczowo zacisnęła zęby aż chrupnęły i podniosła się na dłoniach, wpijając palce w kamień. Wokół swoich dłoni ujrzała świetlistą aurę, coś jakby biały płomień. Wstała chwiejnie. Stopy wciąż nie chciały współpracować, więc zapomniała o nich, dalej podnosząc się samą siłą woli.
  Jasny punkt na niebie był już byt duży, by zasłonić go kciukiem. Bra ruszyła w jego stronę, przyspieszając gwałtownie. Czuła narastającą, przepełniającą ją nieokiełznaną energię. Wydawała się zbyt potężna, by dało się ją kontrolować... A może nie?
  Skierowała moc do dłoni, które uniosła ku nadlatującej kosmicznej skale.
  - WYYYYYYNOOOOOOOCHAAAAAAA! - krzyknęła przeciągle, uwalniając energię.
  Pocisk ki wielkości autobusu wystrzelił w stronę meteoroidu. Bra nie była w stanie dobrze ocenić odległości od celu, więc zaskoczył ją brak natychmiastowego efektu. Już zdążyła zwątpić, czy jej atak przyniósł jakikolwiek skutek, gdy pocisk energii i kosmiczny bolid zderzyły się w oślepiającej eksplozji. Dziewczyna najpierw przestała cokolwiek widzieć, a chwile później, gdy dotarły do niej huk i fala uderzeniowa, także słyszeć i czuć. Potężny wstrząs rzucił drobnym ciałem jak huragan parasolką. Nieprzytomna Bra rozpoczęła długi, bezwładny upadek ku powierzchni ziemi.
  Znikąd pojawiła się wysoka postać o męskiej sylwetce. Silne dłonie podtrzymały ciało dziewczyny, powoli wyhamowując jej lot.
  - Dobrze sobie poradziłaś. Teraz już wszystko będzie dobrze.
  Mężczyzna szybkim, ale spokojnym lotem zaniósł ją w znajome okolice. Gdy znikali w otworze do jaskini garażującej wehikuł czasu, odprowadzał ich jedynie wzrok pewnego nadmiernie spasionego triceratopsa.
  Kiedy nieprzytomna dziewczyna była już ułożona w fotelu pilota maszyny, jej towarzysz uruchomił komputer pokładowy i wpisał hasło aktywujące system podróży w czasie.
  "Nadzieja."

  - ....na pewno ona?
  - A kto inny?
  - Bra? Obudź się, córeczko!
  Głosy, które przebijały się przez ból głowy brzmiały znajomo i obco zarazem. Jak coś, co pamiętała, ale pamiętała inaczej. Po swojemu.
  - Ale... Co się z nią stało...? Widzicie jak urosła? Co ona ma na sobie?
  - Słyszysz mnie? Otwórz oczy!
  - Czy wy... też czujecie alkohol?

Koniec.



Credits & special thanks:

Tytus, za inspirację i beta-testing
Ubisoft, za Assassin's Creed Odyssey, od którego potrzebowałem przerwy ;)
Akira Toriyama - poza oczywistościami, jego ilustracja Ayli z Chrono Trigger posłużyła za wzór "prehistorycznej Bra"


-> Wstęp <- | Rozdział I <-

Autor: Vodnique




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.