Dark Kaioshin Saga
Część pierwsza: Umierające Gwiazdy
Wstęp001 | 002 | 003 | 004 | 005 | 006 | 007 | 008 | 009 | 010 | 011 | 012 | 013 | 014 | 015 | 016 | 017 | 018 | 019 | 020 | 021 | 022 | 023
Rozdział I - Trzy życzenia
Niebo nad Nowym Namek było tego dnia wyjątkowo zielone. Escar i grupa innych Nameczan pracowali sobie spokojnie, sadząc kapusto-podobne roślinki w kilku rzędach. W pewnym momencie usłyszeli potężny huk, jakby odgłos przekraczania bariery dźwięku. Chwilę potem okolicą wstrząsnęła eksplozja. Escar zauważył wybuch, który nastąpił zaledwie około kilometra od niego i jego towarzyszy. Nameczanie czym prędzej podążyli w tamtą stronę. Na miejscu zastali spory krater na środku którego leżała, dymiąc lekko, biaława kula średnicy około trzech metrów. Escar był zbyt młodym Nameczaninem by pamiętać takie pojazdy, których kilka pojawiło się na starej Namek tuż przed jej zniszczeniem.
 
Kula otworzyła się, ujawniając fakt, że w środku ktoś się znajdował. Osobnik ten wysiadł powoli, rozprostowując kości. Był to wysoki, dobrze zbudowany, ciemnowłosy mężczyzna. Jego fryzura sterczała charakterystycznie, do tyłu, jakby grawitację miał za plecami. Ubrany był w nieco sfatygowaną zbroję z odstającymi naramiennikami, zaś na lewym uchu miał jakby okular. Najbardziej jednak w jego wyglądzie zwracał uwagę małpi ogon, który lekko kołysał się na boki gdy mężczyzna rozcierał obolałe od siedzenia w jednej pozycji stawy.
 
- Kim jesteś? - zapytał Escar, przezwyciężając niepokój jaki budził w nim przybysz.
 
Mężczyzna spojrzał na Nameczan.
 
- Wygląda na to, że dobrze trafiłem. Czy to aby na pewno planeta Namek?
 
- Tak.
 
- No to doskonale... - Przybysz wcisnął przycisk przy okularze, który zapikał kilka razy i przejechał wzrokiem po zgromadzonych na miejscu Nameczanach. - Trzysta dziewięćdziesiąt, co? - Mężczyzna uśmiechnął się drapieżnie, wyciągając dłoń w stronę zielonych mieszkańców Namek.
 
- Uwaga! - krzyknął jeden z Nameczan.
 
Było już jednak za późno. Kilkoma mocnymi pociskami ki ciemnowłosy unicestwił całą grupę zielonoskórych. Następnie ponownie kilkukrotnie wcisnął przycisk przy swoim okularze.
 
- Muszę uważać - powiedział do siebie. - Mają tu wojowników z mocą ponad 30,000. Lepiej, żebym na nich nie trafił. Chyba zacznę szukać tych Smoczych Kul. - Mężczyzna wyciągnął zza pasa charakterystyczne okrągłe urządzenie i kilkukrotnie wcisnął znajdujący się na nim jedyny przycisk.
 
 
- Vegeta!!! - Saiyański książę usłyszał słodki głos swej małżonki. - Nie widziałeś gdzieś Smoczego Radaru?
 
- A po co ci on?
 
- Po nic, ale nie mogę go znaleźć!
 
- Zrób nowy, będzie szybciej. W tym domu jest taki bajzel, że nic nie idzie znaleźć.
 
- A czyja to wina? I nie mów, że moja!
 
Vegeta przemilczał sprawę.
 
 
Ciemnowłosy przybysz na Namek dobił przeciwnika mocniejszym pociskiem ki. Ten zielonoskóry zaskoczył go, kto mógł się spodziewać, że jego moc podskoczy nagle z czterech do jedenastu tysięcy? Tym bardziej nie mógł już ryzykować spotkania z tą dwójką z mocą ponad 30,000. Wcisnął przycisk przy okularze. Zbliżali się, widocznie zostali już zaalarmowani o zagrożeniu. Na szczęście ci idioci zgromadzili wszystkie Smocze Kule w jednym miejscu, co znacznie ułatwiło ich odnalezienie. Teraz trzeba było tylko wypowiedzieć zaklęcie. Mężczyzna ponownie odwołał się do okularu, wyświetlając na nim słowa przywołujące Boskiego Smoka. Powtórzył je, nie rozumiejąc ani słowa - namecki był strasznie dziwny.
 
Niebo nagle ściemniało, dziwne na tej planecie, która nie znała nocy. Wszystkie siedem kul zabłysło, zmieniając się w smugę energii, która uformowała się w sylwetkę Boskiego Smoka Nameczan, Porungi.
 
- O, w mordę! - Taki widok wywierał wrażenie.
 
- Wypowiedz swe życzenia. Spełnię tylko trzy, więc dobrze się zastanów - powiedział charakterystycznym, głębokim głosem smok.
 
- Mówisz po mojemu? - zdziwił się Saiyan.
 
- Owszem, ale życzenia muszą zostać wypowiedziane w nameckim aby zostały spełnione.
 
- To nie będzie problem. - Wojownik wyświetlił na skauterze zapisane fonetycznie zdania i zaczął czytać.
 
 
Dende poczuł się nagle bardzo dziwnie. Miał złe przeczucie. Coś było nie tak, ale co?
 
- Czy wszystko w porządku? - zapytał Popo, widząc nietęgą minę nowego Wszechmogącego Ziemi.
 
- Tak, wszystko dobrze, Popo.
 
Ale wcale nie było dobrze.
 
 
Saiyan starał się wypowiadać słowa jak najszybciej, a jednocześnie tak wyraźnie jak tylko potrafił. Jeżeli nieznajomy mówił prawdę, pierwszy zapis powinien oznaczać: "Wiem, że na Ziemi żyją potężni Saiyani. Chcę się stać silniejszy niż oni są w tej chwili."
 
 
Północny i Zachodni Kaio obserwowali walkę Olibu i Paikuhana. Mimo, że Olibu znacznie się ostatnio wzmocnił, widać było, że z Paikuhanem nie ma szans. Wynik walki był zbyt oczywisty.
 
- Nuuuuuuudy... - ziewnął zachodni Kaio. - Od czasu jak Goku stąd zniknął nie ma żadnego godnego przeciwnika dla Paikuhana. Marzę o tym, żeby zjawił się tu ktoś mocny.
 
- Ale to zwykle oznacza niemałe kłopoty.
 
- Straszny z ciebie zrzęda! Przecież od kiedy pokonaliśmy Buu w kosmosie nie ma już nic groźnego!
 
 
Saiyanowi aż zakręciło się w głowie od nagłego napływu energii. Czy wojownicy z Ziemi byli aż tak potężni? Aż trudno było uwierzyć! Po chwili odzyskał równowagę.
 
- Smoku, słuchasz mnie?
 
- Tak.
 
- A więc, drugie życzenie:
 
Kolejny ciąg nic niemówiących mu, obco brzmiących sylab miał znaczyć "Chcę, abyś przywrócił do istnienia trzy megagalaktyki zniszczone przez potwora zwanego Buu."
 
- Czy to jest w ogóle możliwe? - zapytał wojownik, autentycznie zaciekawiony.
 
- Nie ma rzeczy niemożliwych dla Pierwszego Smoka, ale to chwilę potrwa.
 
- Spokojnie. Już mi się nie spieszy.
 
 
Wlecieli do wioski jednocześnie. Trzech najpotężniejszych wojowników Nowej Namek. Już od dłuższej chwili wiedzieli, że przybyli za późno, nad okolicą unosił się znajomy kształt Porungi. Może jednak zdołają zabić najeźdźcę zanim wypowie wszystkie trzy życzenia?
 
Nie zobaczyli go nigdzie, prawdopodobnie uciekł. Nie byli w stanie wyczuć, czy jest gdzieś w pobliżu.
 
- Smoku! Ile życzeń spełniłeś?
 
- Dwa.
 
- W takim ra... - Nameczanin nie zdołał dokończyć zdania, kiedy czarnowłosy wojownik pojawił się znikąd, miażdżąc mu klatkę piersiową. Drugi z zielonoskórych zaatakował natychmiast, ale po chwili uderzył w ziemię, z dymiącą dziurą zamiast głowy.
 
- Smoku natychmiast przenieś mnie...
 
- SILVER WEDGE! - krzyknął ciemnowłosy.
 
- ...na Zie... - zdążył powiedzieć Nameczanin, zanim uformowany w długi szpikulec pocisk ki nie przebił go na wylot, zostawiając dziurę wielkości małego arbuza. Martwe ciało spadło na ziemię, obok dwóch pozostałych i wielu innych, należących do Nameczan, którzy mieszkali w tej wiosce.
 
- He he, dobry jestem. - Uśmiechnął się jego zabójca. - Nigdy nie zadzierajcie z Saiyanami, dupki. - Ciemnowłosy splunął. - Czy spełniłeś już moje drugie życzenie, smoku?
 
- Tak.
 
- Mam też trzecie.
 
Ostatnie życzenie miało przywrócic do życia jego ojca, oraz czterech innych, których imiona kompletnie nic wojownikowi nie mówiły. Dla wielu osób żyjących na Ziemi byłyby jednak bardzo znajome.
 
 
Enma był wściekły, z tego powodu większość dzisiejszych dusz trafiała do piekła. Nagle jego gabinetem coś wstrząsnęło.
 
- Do wszystkich diabłów, co się dzieje!?
 
- Chyba mamy jakieś kłopoty w piekle.
 
- No to, zajmijcie się tym! Za co wam płacę?
 
- Tak jest, już!
 
- Mam dość tej roboty - wymruczał Enma i zajął się stemplowaniem. - Piekło, piekło, piekło...
 
 
Saiyan patrzył jak kule rozlatują się na siedem stron Namek - jakże smutny widok, zwłaszcza, że miał miejsce po raz ostatni...
 
- Ładna ta planeta, choć pewnie bezwartościowa. Mimo wszystko, prawie szkoda rozwalać...
 
Kilkanaście minut później Nowa Namek przestała istnieć.
 
Koniec rozdziału pierwszego.
Vegeta potężniejszy od Goku... niemożliwe?
Wstęp <- | -> Rozdział II
Autor: Vodnique
Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.