Dragon Bols logo by Gemi



Rozdział pierwszy | Rozdział drugi | Rozdział trzeci | Rozdział czwarty | Rozdział piąty
Mółwi Łan

Vendetta

Rozdział V: Pamięci... eee... nieważne: ostateczna bitwa.

Retrospekcja:
  Do walki wreszcie wkracza Gokurde, bez wysiłku pokonując Ka-Nappę, który zostaje dobity przez swojego towarzysza. Gokart z Koalanem odlatują i rozpoczyna się ostateczny pojedynek o losy "Naszego Świata". Gokurde ma nad Vendettą lekką przewagę, ale i jego przeciwnik nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

  Zanim Vendetta odzyskał świadomość, Gokurde zdążył przemyśleć sytuację.
  "Niedobrze, nie mam już jajek, zużyłem całą kawę, a on nadal się trzyma i pewnie jeszcze trzyma coś w zanadrzu. Będę musiał improwizować."
  Vendetta wstał. Spokojnie wyczyścił ubranie i twarz, z kawy i resztek kurzego nabiału. Kiedy spojrzał na Gokurde jego twarz stanowiła graficzną ilustrację słowa "zawziętość". W końcu się odezwał:
  - Posunąłeś się za daleko. Zmusiłeś mnie do nieczystej gry. Naprawdę nie chciałem wykorzystywać tego atutu, ale, jak widzę, nie mam wyboru.
  Vendetta sięgnął za pazuchę i wyciągnął z niej butelkę piwa bezalkoholowego.
  - O nie!
  - Tak! Wiesz co dzieje się z nami, przyzwyczajonymi do ponad 100% alkoholi, gdy wypijemy coś bezalkoholowego! Stajemy się trzeźwi!
  - Nie, nie rób tego! To zbyt niebezpieczne! - przekonywał nasz czempion.
  - Doskonale wiesz, że nikt z nas nie pamięta jak to jest być trzeźwym. Wtedy nad sobą nie panujemy, jesteśmy zdolni do wszystkiego. Ale sam mnie zmusiłeś!
  Gokurde miał świadomość tego, że on sam nigdy już nie wytrzeźwieje, gdyż Kamyk, właściciel "Naszego Świata" uraczył kiedyś jego, i chyba wszystkich innych bywalców baru też, permanentnie działającym alkoholem. Sytuacja była bardzo niebezpieczna.
  Vendetta otworzył butelkę piwa bezalkoholowego o najbliższy stolik i zaczął pić bursztynową ciecz.
  Była tylko jedna szansa, Gokurde musiał przygotować drinka "Biała Dama" - nazwanego tak od pani sprzątaczki, która straszyła po nocach w "Naszym Świecie". Zaczął miotać się od stolika do stolika, zbierając odpowiednie składniki - drink wymagał ich bardzo wiele, więc mógł powstać tylko przy mniej lub bardziej aktywnym udziale innych bywalców baru. Na szczęście wszystko co potrzebne było pod ręką, choć na styk. Na drugą porcję już by nie starczyło.
  Już sądził, że zdąży, kiedy przypomniał sobie, iż "Biała Dama" musi się ździebko odstać przed użyciem. Gokurde, zawiedziony, odstawił drinka.
  Vendetta skończył piwo i po chwili zaczął przechodzić niesamowitą metamorfozę. Zniknęły podkrążone oczy, zniknął kilkudniowy zarost, sylwetka wyprostowała się. Zaczął myśleć bardziej skomplikowanie niż pojedynczymi zdaniami. Poza tym, bardzo zmieniło się jego postrzeganie świata. Gokurde nie był już groźnym przeciwnikiem, ale zwykłym zaplutym pijakiem, kompletnie bez refleksu. Teraz Vendetta mógł go znokautować jednym ciosem, czego nie omieszkał zrobić.
  Uderzony Gokurde przez chwilę myślał, że trafił go pociąg, ale w końcu postanowił walczyć na miarę swych wyjątkowo skromnych w tym momencie możliwości. Zaczęła się masakra. Heros "Naszego Świata" nie miał szans z nagle dużo szybszym i silniejszym przeciwnikiem. To był pogrom.
  Tymczasem Koalan i Gokart zaczęli odzyskiwać świadomość. Minęła chwilka zanim zorientowali się w sytuacji. Odezwał się oczywiście Koalan, gdyż Gokart nadal był w swoim "normalnym" stanie.
  - Jest niedobrze. Ten gość jest trzeźwy! Leje twojego tatę jak chce. Jakieś pomysły?
  Gokart bez słowa (oczywiście) wskazał na stolik przy którym wszyscy pojedynkowali się z Ka-Nappą. Stał tam między innymi niedokończony K.I.E.N.Z.A.N.
  - Jasne! Ty to masz łeb. Jeśli tego się napije, momentalnie straci trzeźwość. - Koalan szybko uzupełnił drinka zastępczymi substancjami. - Z braku laku i kit dobry, he he. Dobra, idź odwróć jego uwagę, a ja spróbuję mu wcisnąć K.I.E.N.Z.A.N.
  Gokart podszedł do Vendetty i swoim zwyczajem pociągnął go za nogawkę. Świeżo wytrzeźwiały najeźdźca popatrzył na niego ze zdziwieniem.
  - Co takie dziecko jak ty robi w takim barze? - Tu zaczął się długi wykład na temat moralności, przerywany pytaniami skierowanymi do Gokarta, na które chłopiec oczywiście nie odpowiadał. W swoim zapamiętaniu Vendetta nie zauważył kiedy sprytny drań Koalan wcisnął mu w rękę szklankę z K.I.E.N.Z.A.N. - ...i dlatego właśnie powinieneś wracać do domu - skończył Vendetta. Przez tę tyradę zaschło mu w gardle, odruchowo chciał napić się z trzymanej w ręce szklanki, powstrzymał się jednak w pół ruchu.
  "Ale bym wpadł! Najpierw mówię temu małemu jakim złem jest alkohol, a potem sam niemal go nie wypijam!"
  Pokazowo odstawił szklankę. Koalana opanowała rozpacz, plan wziął w łeb.
  - Widzisz? Alkoholowi: STOP! - powiedział Vendetta do Gokarta.
  - Coś nie tak? - Koalan usłyszał znajomy głos.
  Od jednego ze stolików ukrytych w cieniu podszedł dość pękaty osobnik. Był to lekarz, także częsty, bywalec "Naszego Świata", od chęci pomagania wszystkim we wszystkim zwany potocznie "Jatozrobie". Doktor był dobrym znajomym lokalnego dealera, Cichego Kevina i często przepisywał swoim pacjentom amfetaminę, czy inne środki uspokajająco-pobudzające. Był raczej niskim, krągłym mężczyzną ubranym najczęściej w zgniłopomarańczowy strój. Na jego głowie widniała bujna czupryna, a dokładniej peruka.
  - Nie, wszystko w porządku. Czemu? - przyjaźnie zapytał Vendetta.
  - Wyglądasz na trzeźwego.
  - No i?
  - To nienormalne - zauważył doktorek. - W takim miejscu?
  - Aha. No w sumie to masz trochę racji - przyznał Vendetta.
  - Mogę ci pomóc. - Jatozrobie wyciągnął z torby sporą strzykawkę wypełnioną przezroczystym płynem.
  - Co to?
  - Nic szkodliwego, wręcz przeciwnie, czysty etanol. Podany dożylnie daje 100% gwarancję skuteczności. Skutek permanentny zapewniony.
  - Eee... - Vendetta wykazał zdrowy sceptycyzm odnośnie tego pomysłu. - Chyba nie, dzięki.
  - Hej, patrz, ptaszek! - Doktor Jatozrobie wskazał wejście, Vendetta odruchowo spojrzał w tamto miejsce. W tym momencie grubas wbił mu strzykawkę w ramię i błyskawicznie ją opróżnił. Vendetta podskoczył z bólu i przewrócił się, a kiedy wstał wyglądał już normalnie (to znaczy - jak w chwili przybycia, czyli nienormalnie).
  - Udało się! Zawołał Koalan. Świetnie, doktorze!
  - Nie ma... - Doktor nie zdążył dokończyć, gdyż pięść Vendetty uderzyła go tuż poniżej żeber. Jatozrobie gwałtownie wypuścił powietrze i osunął się bezwładnie na podłogę.
  - To wam nic nie pomoże - wysyczał Vendetta. - Wasz mistrz - wskazał na Gokurde - leży nieprzytomny. Przegraliście, nic was nie uratuje.
  Kolan poważnie rozważał kapitulację, kiedy nagle doszedł do niego słaby głos Gokurde. Koalan podszedł do niego. Przyjaciel leżał ciężko pobity, ale wyraźnie chciał coś przekazać.
  Uwagę Vendetty tymczasem zaabsorbował Gokart, który złapał najeźdźcę za nogawkę. Mężczyzna starał się właśnie wymyślić jakiś sposób na uwolnienie się. Bić dziecko... nie, nikt szanujący siebie samego by tego nie zrobił. Próbował delikatnie uwolnić nogę. Bezskutecznie. W końcu wpadł na genialny pomysł. Podał małemu Gokartowi butelkę z "Kib Last Drink".
  Dzieciak od razu się nią zainteresował. Vendetta odczekał do momentu, gdy butelka została opróżniona, szybko spodziewając się momentu w którym Gokart zwali się nieprzytomny na podłogę. To jednak nie nastąpiło. Najeźdźca był wyraźnie pod wrażeniem. To jednak nie rozwiązywało problemu nogawki...
  Tymczasem Koalan rozmawiał z Gokurde.
  - Koalanie... tu obok Biała Dama... drink najsilniejszy z wszystkich... daj go Vendetcie do wypicia... nikt tego nie wytrzyma...
  Koalan spojrzał na stojącą niedaleko na stoliku szklankę.
  - Tak, ale jak go nakłonić do wypicia tego?
  - Wymyśl... coś...
  Koalan podrapał się po łysej głowie i podszedł do Vendetty, któremu niemal udało się uwolnić z uchwytu Gokarta.
  - P... panie Vendetta, m... może n... napije się pan z... z... ze mną. - Koalan bardzo starał się utrzymać szczękające ze strachu zęby na wodzy.
  Vendetta spojrzał na niego wściekle, mimo to ochoczo chwytając Białą Damę. Po chwili zerknął jednak na Koalana z wyższością, odstawiając szklankę.
  - Z cieniasami nie piję.
  "Zawiodłem" - pomyślał Koalan, ale na swoje szczęście nie miał sumienia, którego wyrzuty mogłyby go prześladować.
  Szklanką tymczasem zainteresował się Gokart. Wziął Białą Damę, już mając ją wypić, ale w tym momencie przypomniał sobie o tym miłym starszym panu, który przecież przed chwilą dał mu skosztować tamtego wspaniałego napoju. Gokart pomyślał, że mógłby mu się jakoś odwdzięczyć i wyciągnął rękę z Biała Damą w stronę Vendetty. Najeźdźca spojrzał na niego podejrzliwie, ale po chwili uśmiechnął się z życzliwością.
  - Jasne mały, z tobą zawsze - wziął szklankę - zdrówko.
  Koalan z narastającą radością obserwował jak biała ciecz znika w gardle Vendetty. Najeźdźca skończył pić, obtarł usta. Nagle zamarł w pół ruchu i bez żadnych dodatkowych efektów, po prostu przewrócił się na wznak. Spod rozchylonej kurtki wytoczyła się butelka piwa bezalkoholowego i potoczyła pod najbliższy stolik.
  - Hurra! - krzyknął Koalan. - Wygraliśmy! Udało się! - nagle zamilkł, gdyż Vendetta poruszył się. Najeźdźca z wolna zaczął się podnosić.
  - Ooo... mamusiu... co to było? - Vendetta chwiejnym krokiem podszedł do najbliższego krzesła i ciężko na nim usiadł, ukrywając głowę w rękach. Wstał po dłuższej chwili, ruszając w kierunku Koalana. Łysy mały drań chciał uciec, ale nie miał dokąd.
  - Teraz z tobą skończę - wydyszał Vendetta. - Załatwię cię na dobre.
  Wydawało się, że tak właśnie się stanie, ale znów nikt nie przewidział tego co zrobi Gokart. Dzieciak podszedł do leżącej pod stolikiem butelki piwa bezalkoholowego otworzył ją i w kilka sekund wypił.
  Podobnie jak wcześniej Vendetta, uległ ogromnej przemianie. Urósł o dobre dziesięć centymetrów, pogniecione ubranie zaczęło wyglądać jak świeżo wyprasowane. Na jego nosie zmaterializowały się okulary, a oczy stracił swój zwykły, nieprzytomny wygląd.
  - O nie... - wyjąkał Vendetta, który zauważył co się dzieje.
  - Intrygujące - stwierdził Gokart. - Wygląda na to, że w naczyniach krwionośnych mojego organizmu jest teraz więcej krwi niż alkoholu. - Rozejrzał się po barze, starając się ogarnąć wzrokiem sytuację. - Już wszystko rozumiem - stwierdził. - Rozumiem iż pańskim celem, panie Vendetta, jest zdobycie aktu własności niniejszego lokalu i czerpanie dalszych zysków z jego działalności. Muszę pana w takim razie poinformować, iż status prawny tejże posesji jest jasno uregulowany i nie zostanie zmieniony w najbliższym czasie. W konsekwencji, nie widzę żadnego powodu dla pańskiego dalszego pobytu tutaj.
  - Rzeczywiście jest straszny, gdy jest trzeźwy - stwierdził Koalan.
  - Odwal się dzieciaku! Możesz mi skoczyć!
  - Obawiam się, że mogę zrobić znacznie więcej - stwierdził Gokart. - Jestem mistrzem aikido, krav-maga i brazylijskiego jiu-jitsu. Trochę też trenowałem kickboxing i grę na skrzypcach.
  - Na skrzypcach? - teraz nawet Vendetta się przeraził. - Tylko nie to!
  - A jednak! - Gokart wyciągnął skrzypce z kieszeni, przepastnej, niczym w komputerowym RPG, i zaczął grać melodię a'la Vanessa Mae. Wywołało to niekontrolowane skurcze twarzy i zaburzenia błędnika u Vendetty.
  - Przestań, proszę... Poddaję się... Wszystko, tylko nie to... - jęczał najeźdźca, czołgając się bezsilnie po podłodze. Gokart był jednak niewzruszony. Po kilku minutach charczenia, jęków i wycia, Vendetta w końcu stracił przytomność.
  - No to załatwione. - Gokart odłożył skrzypce. - Ale mnie suszy! - Rozejrzał się, dostrzegając stojący obok niewykorzystany K.I.E.N.Z.A.N. Niewiele myśląc, wypił go.
  Sekundę później leżał nieprzytomny na podłodze. K.I.E.N.Z.A.N. był najmocniejszym drinkiem, jaki potrafił przyrządzić Koalan. Naprawdę mocnym.
  Sam Koalan, którego nietypowa budowa uszu nie pozwalała słyszeć dźwięków niektórych częstotliwości, okazał się w tym momencie jedynym zdolnym do ruchu, jednak tylko przez chwilę. Niski, łysy drań zamarł, widząc jak Vendetta, mimo wszelkich swoich obrażeń, czołga się w kierunku wyjścia. Koalan chwycił zostawiony przez Ka-Nappę kij bejzbolowy i podszedł do bezbronnego najeźdźcy. Przed zadaniem ciosu powstrzymał go jednak głos Gokurde.
  - Nie... rób... tego...
  - Co? Dlaczego? - zapytał szczerze zdziwiony Koalan.
  - On przecież... w porządku jest... chciałbym... kiedyś napić z nim się... na spokojnie... Pogadać...
  - Ale to najeźdźca z "Kosmosu"!
  - No... to... co?
  - No... nic. - Koalan wzruszył ramionami i opuścił bejzbola. - No dobra tym razem ci daruję, ale nie pokazuj się tu więcej.
  Vendetta tymczasem doczołgał się do swojego motocykla i z największym wysiłkiem wdrapał na siodełko.
  - Wrócę... zobaczycie... - mówił mściwie, starając się trafić kluczykiem do stacyjki. - Pożałujecie, że mnie wypuściliście żywego... ha... ha... ha... - Ostatnie "ha" zagłuszone zostało przez warkot silnika Harleya, który razem ze swoim właścicielem zniknął po chwili w drzwiach baru.

Koniec rozdziału piątego

Koniec części pierwszej.


-> Wstęp <- | Rozdział czwarty <- | -> Mółwi Łan <-

Autor: Vodnique




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.