Dragon Ball AZ logo by Gemi

Gehenna

Część trzecia - Żywi i martwi

026: Breakthrough Special #1
PH #01 : PH #02 : PH #03 : PH #04

Piekielna Historia - Rozdział 05

  Amarant radził sobie z Triasem coraz lepiej będąc na poziomie SSJ, ale Anioł Zagłady wciąż był górą. Po wymierzeniu nawzajem ciosów, książę został powalony na ziemię.
  - Dobrze Chłopcze! Odpocznij Sobie. Pozwalam Ci Na Dłuższy Odpoczynek, Ale Wróć Potem Tutaj.
  - No dobrze.
  Amarant wstał i otrzepawszy się, był gotowy do lotu.
  - Tylko mi powiedz, czy nie moglibyśmy razem z Androidami już atakować? Przecież chyba razem powinniśmy dać radę Czerwonym Diabłom. A we dwóch możemy pokonać Vegetę.
  - Nie Do Końca. Po Pierwsze, Nie Wiemy, Jakimi Jeszcze Oni Siłami Dysponują. We Czterech Możemy Jeszcze Nie Dać Rady. Po Drugie, Vegeta Jest Za Silny, Żebyśmy Mogli Go Tylko We Dwóch Pokonać.
  - Chyba przesadzasz. Żaden Saiyan nie może być aż tak silny. Sam ten, który mnie zabił, miał co prawda ten wyższy poziom Super Saiyana, ale nie był tak silny, żebyś Ty z moją pomocą nie dał mu rady. Co do pierwszego się z Tobą zgadzam, ale skoro Vegeta jest ich główną siłą, to...
  - Nie Widziałeś Go, To Nie Oceniaj. Zapewniam Cię, Że On Jest Bardzo Silny. Nawet, Gdy Sam Osiągniesz SSJ2, Będziesz Potrzebował Pomocy. Więc Dopóki Ci Się Nie Uda, Nie Atakujemy I Się Nie Wychylamy. Teraz Leć. Sam Też Muszę Odpocząć.
  Gdy Amarant poleciał w swoją stronę i zniknął z pola widzenia, Trias wzbił się w powietrze i udał się w kierunku obozu.
  Młody jest - powiedział w myślach. - Gdyby żył, powiedziałbym, że jeszcze wszystko przed nim. A tak pozostanie mu ten wiek do końca. Jedynie może zmądrzeć i dojrzeć. Przynajmniej nie zaniedbuje treningu. Natura Saiyanów. Nigdy się nie poddają.
 
  Słuchaj swojego mentora, książę. - Saiyan w płaszczu, przyglądał się wcześniejszemu starciu. - Bo zbyt przeceniasz swoje siły - pomyślał.
  Z oddali nadleciała trójka trzech mężczyzn, którzy zatrzymali się obok niego. Na przedzie stał niebieskoskóry młodzieniec o krótkich, płomiennorudych włosach, ubrany był w luźne, kolorowe ciuchy. Za nim widoczny był potężnie dość nieproporcjonalnie zbudowany, łysy mężczyzna o zielonej skórze, w czymś na kształt mechanicznego stroju bojowego, dzięki któremu mógł unosić się w powietrzu. Ostatnim z trójki był raczej szczupły, jasnowłosy chłopak przypominający z wyglądu mieszkańca Ziemi.
  - Hej, Saiyanie! - odezwał się niebieskoskóry. - Nadal w tym płaszczu?
  - Witaj, Redinn - rzucił chłodno Saiyan. - Co tu robicie?
  - Przylecieliśmy tu z rozkazu szefa, żeby przeprowadzić szturm. Tseafkrab z łatwością wykrył znajdujące się tu ki.
  - I nie powiecie o tym Fhjullowi, że znaleźliście obóz?
  - Nie - odpowiedział zielono-skóry. - Sami wystarczymy.
  - Co prawda - dopowiedział Redinn - nie powiedział o szturmie, tylko żebyśmy przeprowadzili atak, czyli w domyśle, odnaleźć obóz, przekazać o tym wiadomość i zaatakować, czekając na resztę. Ale wystarczymy sami. Siły w obozie nie są silne, zwłaszcza gdy widzieliśmy odlatujące androidy, które poszukują tych całych odłamków. Bułka z masłem.
  - Zobaczymy prawdziwą siłę tego Triasa i tego pół-Saiyana, pokonamy ich i zniszczymy cały obóz.
  - Idioci - odrzekł Saiyan. - Aż tak jesteście pewni, że wam się uda?
  - Spokojnie zdążymy przed powrotem Androidów - powiedział Redinn. - A ty nie właź nam w drogę, bo też oberwiesz. Lećmy!
  Cała trójka odleciała w kierunku obozu zostawiając Saiyana samego.
  Idioci - pomyślał. - Jesteście głupsi od księcia. Już widzę waszą porażkę.
  W namiocie dowódczym, Trias siedział przy stole, czekając na Bulmę, która właśnie przyszła z pracowni. Nim zdołała coś powiedzieć, on poderwał się ze stołu i stanął przy wyjściu z namiotu.
  - Co się stało? - zapytała zdziwiona Bulma.
  - Ktoś Się Zbliża.
  - Wróg czy przyjaciel?
  - Chyba Wróg. Akurat Kiedy Chłopak Sobie Gdzieś Poleciał. Są Gdzieś W Pobliżu Androidy?
  - Nie. Wysłałam je jak zawsze w poszukiwania. Przywołać je?
  - Tak. Jak Najszybciej. Sam Mogę Sobie Nie Dać Z Nimi Rady. Chyba Wiem, Co To Za Jedni.
  Anioł Zagłady wyleciał z namiotu i poleciał w kierunku przybyłych gości, którzy wylądowali pośrodku obozu. Trias stanął przed nimi w niewielkim oddaleniu.
  - Nie Sądziłem, Że Was Jeszcze Spotkam. Redinn. Chnull. Tseafkrab. Tak Długo Na Was Czekałem I Proszę, Doczekałem Się.
  - Czekałeś? - zapytał Redinn - Skąd Ty Nas Znasz?
  - Pochodzimy Z Tej Samej MegaGalaktyki. Nawet Nie Wiedzieliście, Jak Długo Nie Mogliśmy Się Doczekać, Aż Śmierć Was Dopadnie. Aż W Końcu Po Tysiącu Latach Umarliście. Tylko Chyba W Innej MegaGalaktyce.
  - Tak - odrzekł Chnull. - I przez to zamknęli nas w słojach, żeby odesłać nas do odpowiednich zaświatów. Nie zdążyli przed katastrofą i ze słojów uwolnił nas Fhjull pod warunkiem, że będziemy mu służyć, a słoje wykorzystał do własnych celów.
  - A Więc Są Trzy Słoje. Dobrze Wiedzieć.
  - I tak ta wiedza ci się na długo nie przyda. Zginiesz, a potem zniszczymy to miejsce.
  - To Może Od Razu Przejdziemy Do Walki? Skoro Mam Najpierw Zginąć, A Potem Będziecie Niszczyć, To Może Niech To Nie Dzieje Się W Jednym Momencie. Proponuję Zmienić Miejsce.
  - Zgoda - odrzekł szybko Redinn. - Pokaż gdzie. Byle nie za daleko.
  - Nie. Całkiem Blisko.
  Wszyscy czterej wzbili się w powietrze i polecieli na miejsce wcześniejszego starcia Triasa z Amarantem. Gdy wylądowali, ustawili się naprzeciwko siebie, gotowi do walki.
  - Walczycie Pojedynczo, Czy Wszyscy Razem?
  - Nie bądź śmieszny - odpowiedział mu Redinn. - Spokojnie damy tobie radę pojedynczo.
  - Idź pierwszy - powiedział bez namysłu Chnull.
  - Naprawdę mogę?
  - Idź. Jeśli przegrasz, ja jestem po tobie. Tseafkrab zajmie się tym młodym, gdy przyleci.
  - A więc dobrze. Gotowy?
  Nie mogę go zbyt łatwo pokonać - rzekł Trias w myślach. - W przeciwnym razie zaatakują we trzech i mogę nie dać rady. Oby ktoś przyleciał w miarę szybko.
  - Gotowy!
 
  Amarant leciał po pustkowiach przed siebie. Lubił to robić. Poza treningiem tylko szybki lot uspokajał go, w świadomości, że nie żyje. Cały czas martwił się o to, co dzieje się w świecie żywych bez niego. Rozmowa z Triasem nie poruszyła go za bardzo. Szybko przyjął do wiadomości, że Anioł Zagłady może mieć rację.
  Chyba długo już latam - powiedział w myślach. - Może pora wracać? Nie. Trias też musi odpocząć, więc niech sobie odpoczywa.
 
  - W takim razie zaczynam!
  Redinn wyszedł pierwszy do ataku. Szybko zjawił się przy Triasie i zadał mu szybki cios w twarz. Anioł bez problemu odparował go i uderzył ciosem w brzuch, który też został odparowany. Potem nastąpiła chwilowa wymiana ciosów, po czym obaj przeciwnicy odskoczyli od siebie, wzbili się w powietrze i znowu doszli do siebie szybko pojawiając się w różnych miejscach. Niebieskoskóry dojrzał lukę w obronie Triasa i trafił go pięścią w brzuch, po czym zaraz złączonymi dwoma pięściami posłał go w ziemię.
  - Słabo aniołku. Tak jak myślałem, nie możesz być tak silny, jak mówili. Szef powinien od razu zacząć działać i was zniszczyć.
  Gdy to mówił Anioł Zagłady spokojnie wstał, otrzepał się i był gotowy dalej walczyć.
  - Nie łudź się - kontynuował Redinn. - Nie pokonasz mnie. Kiedyś sam prawie rozwaliłem tego Vegetę i ciebie załatwię tak samooo...
  Trias nie pozwolił skończyć tej przemowy i odpłacił mu tym samym ciosem w brzuch, tylko mocniejszym.
  - Za Dużo Gadasz.
  Tak samo złączonymi dłońmi, też mocniej posłał go w ziemię.
  Redinn szybko wstał, ale nie widać było w nim spokoju. Był naprawdę zdenerwowany.
  - Teraz to się normalnie wkurwiłem.
  - Nareszcie! A Już Myślałem, Że Ci Nigdy Ten Śmieszek Z Twarzy Nie Zejdzie.
  Redinn zdematerializował się i pojawił się przed Triasem próbując zadać mu serie ciosów, z których kilka trafiło celu, nie wyrządzając żadnej szkody. Doszło do wymiany ciosów i obaj przeciwnicy zaczęli pojawiać się to tu, to tam cały czas ściśnięci do siebie.
  - Jak sądzisz Tseaf? - odezwał się Chnull do swego towarzysza. - Wygra tę walkę Redinn, czy będę musiał wejść? Co?
  Tseafkrab milczał, a jego wyraz twarzy nie dawał nic po sobie poznać.
  - Naprawdę ciężko z Tobą rozmawiać.
  Trias uniknął mocnego ciosu w twarz, drugi sparował i odbił się w powietrzu wykonując salto w tył, a następnie wystrzelił mocnego ki-blasta, który przypalił Redinnowi twarz. Zdenerwowanie niebieskoskórego wyglądało coraz większe. Wystrzelił w Anioła Zagłady drobny, szybki pocisk, którego Trias bez problemu ominął, gdyż Redinn wystrzelił go bez przyłożenia się.
  - Coś Słabo Ci Idzie. Może Sobie Spoczniesz?
  - Zaraz pożałujesz.
  Kolejny strzał niebieskoskórego również nie trafił celu, ale to było zamierzone. Kiedy Trias zrobił unik, ten szybko podleciał w celu kopnięcia z całej siły w plecy. Kiedy jego noga trafiła w przeciwnika, sylwetka Triasa rozmyła się. Anioł Zagłady unosił się parę metrów dalej.
  - Prawie Mnie Trafiłeś. Ale Postaraj Się Trochę.
  - Pożałujesz. Rozumiesz? Pożałujesz!
  - Redinn! - krzyknął Chnull - Uspokój się. On specjalnie Cię denerwuje, bo zauważył, że przez to jesteś słabszy. Uspokój się i wykończ go.
  - Masz rację - wściekłość z twarzy Redinna szybko przeszła w uśmiech. - Więcej nie dam się sprowokować.
  Wystrzelił kolejny ten sam szybki pocisk, który tym razem trafił Triasa w środek korpusu, mocno go odrzucając i wbijając w ziemię.
  - Od razu lepiej.
  Niech ktoś tu przyleci - powiedział w myślach Trias, powoli wstając. - Za bardzo mnie osłabia ta walka na niższym poziomie.


-> Wstęp <- | PH #04 <-

Autor: Simon Pierre




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.