Dragon Ball AZ logo by Gemi

Gehenna

Część trzecia - Żywi i martwi

026: Breakthrough Special #1

Piekielna Historia - Rozdział 01

Podobnie jak większość współczesnych Saiya i Lanfa-jin, Amarant ateizm miał we krwi i raczej nie wierzył w życie po śmierci. Gdyby jednak wierzył, wyobrażałby je sobie zupełnie inaczej.
  To było jak sen o spadaniu.
  Amarant opadał przez liczne warstwy różnokolorowych chmur - szybko, ale jednostajnie, tak jakby siła ciągnąca go w dół dopiero uczyła się fachu grawitacji. Niemal od razu zorientował się, że nie ma rąk ani nóg i sam także stanowi coś w rodzaju chmurki, choć chyba o nieco spójniejszej budowie niż mijane obłoki skroplonych gazów. Nieobecność kończyn szybko doprowadziła go do pytania, czy jego nowa forma posiada oczy - a jeżeli nie, to w jaki sposób widzi?
  Mając więcej czasu może i znalazłby na to odpowiedź, być może rozwiązując w ten sposób szereg egzystencjonalnych problemów, ale po chwili wyleciał na czystą przestrzeń. Pod sobą ujrzał bezkresny ocean... czegoś. Raczej nie była to woda.
  Dziesięć sekund później uderzył o powierzchnię zaskakująco ciepłej cieczy. Momentalnie poczuł się zrelaksowany jak nigdy wcześniej - było mu miękko i przyjemnie. Ze wszystkich stron słyszał uspokajające szepty. Nie potrafił rozróżnić słów, ale wcale tego nie potrzebował. Wystarczyło mu, że rozumiał ogólne przesłanie - cieszyli się, że w końcu to dotarł.
  On także się cieszył. Nareszcie czuł się jak w domu. To było to miejsce. Jego miejsce. W świecie śmiertelnych nigdzie tak naprawdę nie pasował. Dla Yasan był zbyt saiyański, dla Nowej Plant - zbyt lanfański. Matka zawsze trochę się go bała, a ojciec widział w nim bardziej następcę tronu niż syna. Tutaj było inaczej. Lepiej. Otoczony miękkim ciepłem, Amarant czuł się jak...
  Jak w ramionach Pan.
  Pan! Na bogów! - nagle przypomniał sobie Amarant, który był ateistą. - Co z nią? Przecież tam była! Czy Kuuja zdołał ją zatrzymać? Nie mieliby szans z tym drugim Dashirem. Kim on właściwie był? Bliźniak? Klon? Wyłonił się znikąd, jak jakiś duch. I czemu zaatakował tego pierwszego, skoro i tak obaj chcieli mnie zabić? Nie, zaraz, ten pierwszy chciał tylko wziąć mnie do niewoli, pewnie jako kartę przetargową dla NLV... Czyli ci dwaj chyba nie byli po tej samej stronie. O co tu chodzi?
  Te pytania musiały jednak zaczekać, ponieważ w tym momencie Amarant poczuł jak wokół niego zaciska się sieć - w dosłownym znaczeniu tego słowa. Został pochwycony i brutalnym szarpnięciem wyciągnięty z ciepłej, przyjemnej cieczy. Zrobiło mu się zimno i niedobrze - pewnie dostałby mdłości, gdyby nie to, że jego nowa forma nie dysponowała żołądkiem.
  Wisiał w czymś w rodzaju ogromnego podbieraka na ryby umieszczonego na końcu dźwigu zamontowanego na niedużej wiosłowej łodzi rybackiej. Operator urządzenia, a zarazem jedyny pasażer łódki wpatrywał się w Amaranta dwoma pustymi, czarnymi jak noc oczodołami umieszczonymi w przeraźliwie chudej twarzy. Zupełnie jakby jego niezdrowo wyglądająca, zielonkawa i lekko fosforyzująca skóra była naciągnięta bezpośrednio na kości.
  - Mam cię, duszyczko! - zarechotał nieprzyjemnie. - Niezły z ciebie okaz. Prawie wcale się nie rozpuściłaś! Ciężka śmierć, co?
  - Kim... kim jesteś? - zdołał jedynie wydukać Amarant.
  - Bardzo dobre pytanie, duszyczko! - zakrzyknął wioślarz, żywo gestykulując. - Dobrze, że je zadajesz, bo jeżeli mamy się dogadywać, to musisz od razu coś zapamiętać. Nazywam się Harron. Harron Potter. A ty, jeżeli nie chcesz wylądować z powrotem w Wielkiej Dusznej Zupie, nigdy, przenigdy nie będziesz zdrabniał mojego imienia ani nazwiska. Zwłaszcza imienia. Rozumiemy się, hmmm? - zbliżył twarz do sieci, w której wisiał Amarant, jakby próbując wypatrzyć u obłoczka jakąś reakcję.
  Książę starał się myśleć szybko.
  - Eee... tak. Rozumiemy się - potwierdził z takim zdecydowaniem na jakie było go w tej chwili stać. - Panie Harronie - dodał jeszcze, na wszelki wypadek.
  - No to słodziutko. A więc, nazywam się Harron Potter. Łowię dusze. Kim więc jestem?
  - Kim? Zaraz... Łowcą dusz?
  - Brawo! Dobra odpowiedź. Jednak kiedyś byłem nie łowcą, ale przewoźnikiem dusz. Ale to było dawno temu.
  Operując żelazną wajchą umieszczoną na przedzie łódki skierował ramię dźwigu nad łódkę i uwolnił sieć. Paczka zawierająca Amaranta opadła na deski z cichym mlaśnięciem. Harron Potter nogą odsunął księcia na rufę, po czym usiadł wygodnie i chwycił za wiosła. Wydawało się, że jego chude jak patyki ramiona złamią się przy próbie ruszenia łódki z miejsca, ale nie - wiosłował z werwą dwudziestolatka i wprawą galernika.
  - Przepraszam - odezwał się Amarant. - Mam tu tak zostać, w tej sieci?
  - Niestety, to konieczność! Nie mogę ryzykować, że w przypływie desperacji wyskoczysz za burtę i rozpuścisz się w Zupie, pozbawiając mnie w ten sposób należnej mi zapłaty za wyłowienie cię! I wiem, że zamierzasz teraz obiecać iż nic takiego nie nastąpi, więc od razu ostrzegam: nie rób tego, bo to i tak nic nie da!
  - Ale! - odezwał się po chwili. - Nie mogę nie zauważyć, że dotychczas mi się nie przedstawiłeś!
  - Ano tak. Na imię mi Amarant
  - Amarant? Tak po prostu: "Amarant"? Nic więcej?
  - Hmm, po matce: Amarant Sparrow. A po ojcu... chyba "książę Amarant".
  - Nooooo... - Potter zacmokał z uznaniem. - Książę! Od razu wiedziałem, że nie jesteś pierwszą z brzegu zwykłą duszyczką! No to dawaj, opowiadaj. Jak umarłeś? A najlepiej opowiedz mi wszystko. Mamy dużo czasu, a ja chętnie posłucham.
  Wiosła rytmicznie uderzały o powierzchnię wody. Wpływali w coraz gęstszą mglę.
 
  Opowieść Amaranta zapowiadała się na znacznie dłuższą niż książę to początkowo zakładał, ponieważ - w wyniku dociekliwości Harrona Pottera - musiał kilkukrotnie zbaczać z głównego wątku i dopowiadać różne szczegóły. Na szczęście poławiacz dusz wykazywał się całkiem dobrą znajomością świata żywych, więc przynajmniej nie trzeba było mu tłumaczyć podstawowych rzeczy. Wiedział nawet co to jest Super-Saiyan.
  Gdy Amarant skończył swoją opowieść na śmierci, Harron odezwał się po chwili milczenia.
  - Z twojej opowieści, mój książę, wynika, że miałeś ciało wojownika. W takim razie dostanę za ciebie więcej niż normalnie. Ale teraz ja ci odpłacę. Opowiedziałeś mi o sobie, to ja ci opowiem o sobie i trochę o tym miejscu.
  - Widzisz - po krótkiej przerwie zaczął mówić. - Wszechświat był, jest podzielony na cztery MegaGalaktyki: Północną, Południową, Wschodnią i Zachodnią. Nad każdą z nich władzę sprawowali Kaioshini i każdamiała swoje zaświaty. Ja pochodziłem z zaświatów Zachodniej MegaGalaktyki. Przewoziłem duszę przez rzekę dusz, która teraz jest oceanem, z miejsca, w którym pojawiali się przed śmiercią, do miejsca, gdzie miał się odbyć sąd nad nimi. Ale przewoziłem tylko tych, co mieli mi czym zapłacić. Wtedy zmarli zwykle mieli ze sobą pieniądze. Kto nie miał, trudno. Albo mu ktoś inny dał część ze swoich, bo wziął więcej, albo wchodzili do Zupy i się rozpuszczali. Ehh. To były czasy. Zarabiałem sporo pieniędzy. Aż tu nagle wszystko się zapada. Powstaje chaos. Megagalaktyki Północna, Południowa i Zachodnia zniszczone. Wszyscy Kaioshini, oprócz Wschodniego, zabici. Z trzech zniszczonych zaświatów powstają jedne, które są totalną ruiną. A wszystko to za sprawą demona o imieniu Majin Buu.
  Wiosła uderzały coraz gwałtowniej.
  - Musieliśmy siedzieć w tym bałaganie przez ponad tysiąc lat. Wielu opiekunów tych zaświatów zginęło, zaginęło. Aż za dziwną sprawą, dziesięć lat temu, te trzy zniszczone MegaGalaktyki odrodziły się. Niestety, rok później, ostatni Kaioshin, Wschodni, poniósł śmierć. Do tego bałaganu doszły także zaświaty Wschodniej MegaGalaktyki. Trzeba było wznowić pracę. Pojawiali się nowi zmarli i trzeba było coś robić. Więc ja i jeszcze paru moich kolegów po fachu zaczęliśmy wypływać na połów. Większość duszyczek pojawia się niedaleko lądu. Te specjalniejsze... Hehe... W tym również ty, pojawiają się trochę dalej. I tak łowimy, aż coś złowimy i... Zresztą. Zaraz się przekonasz.
  - Dopływamy na miejsce. - Te ostatnie słowa nie padły, jakby nie z samego Harrona, ale po części z łodzi.
  Na lądzie, pierwszym co zobaczył Amarant, był port. Im bliżej podpływali, tym mgła była coraz rzadsza i można było coraz więcej dojrzeć. Ich oczom ukazało się wielkie miasto portowe. Dookoła lądu płynęły łodzie sterowane przez osoby typu Harrona, które wyławiały co chwila spadające dusze zmarłych. Okazyjnie trafiał się też ktoś inny, w tym charakterystyczni, półprzezroczyści osobnicy, którzy lewitowali w powietrzu a zamiast nóg mieli coś, co wyglądało jak zastygły wir tornada.
  - To częściowo przywrócone dusze - wyjaśnił Harron. - Te odważniejsze, zresztą. Mają dużo solidniejszą konstrukcję niż taka goła chmurka jak ty, ale i tak nie przetrwałyby długo w Zupie. Praca poławiacza jest dla nich tak niebezpieczna jak dla papierowego ludzika ładowanie łopatą węgla do pieca. Szacunek. A teraz przygotuj się duszyczko. Dopływamy na miejsce.
  Harron Potter sprawnie zacumował do portu. Gdy dobrze zabezpieczył łodź, wziął ze sobą sieć z Amarantem i poszedł w kierunku centrum. Książę dobrze przyglądał się przechodniom, którzy nie byli pod postaciami chmurek, tylko mieli swoje ciała z aureolą nad głową.
  - Dochodzimy na miejsce duszyczko - powiedział Łowca Dusz wyraźnie zadowolony. - Już niedługo dostanę coś miłego za ciebie.
  Amarant czuł coraz większe zniecierpliwienie, bo już dawno przestało mu się podobać przebywanie w sieci. Miejsce, do którego dochodzili wyglądało, jak więzienie. Właściwie było to więzienie, zajmujące jedno pomieszczenie, zamknięte kratami, w którym były zamknięte dusze. Strażnikiem tej celi był czerwony diabeł. Książę wiedział już, że czeka go niewola.
  - Przyniosłem kolejną duszyczkę - powiedział rozbawiony Harron Potter do strażnika. - Specjalny okaz. Już nie mogę się doczekać, gdy go sprzedam.
  - Handlowanie zaczyna się za pół godziny - powiedział do niego diabeł jednym tonem.
  - Świetnie. Duszyczko. Nie będziesz musiał czekać długo na nowego pana, mój książę.
  Cudownie - powiedział w myślach Amarant.
  Rzekomy handel miał się odbywać w pobliżu centrum miasta, w przygotowanym do tego miejscu. Właśnie tam było ustawionych kilka podestów z materiału, niby drewnianego. Tuż przed rozpoczęciem licytacji, na miejsce przychodzi kilku czerwonych diabłów, którzy mają za zadanie pilnować, żeby wszystko wyglądało tak, jak powinno. Następnie wychodzą osoby, które chcą sprzedać swój towar. Gdy wszyscy są ustawieni, przychodzą zainteresowani klienci.
  Harron Potter, żeby przenieść dusze, potrzebował pomocy czerwonego diabła, który był strażnikiem. Amarant był przenoszony razem z innymi duszami w większej sieci od tej, w której do tej pory przebywał. Tym razem nie mógł widzieć za dużo, ze względu, że wszystkie dusze zostały wrzucone do sieci, jak kartofle do wora.
  Łowca Dusz wyszedł na podest z czerwonym diabłem, wypuścili dusze z sieci i kazali ustawić się im w szeregu. Gdy wszystko wydawało się być w porządku, Harron zaczął wywoływać klientów.
  - Paaaaaanie i paaanooowie! Zapraszam wszystkich chętnych do zakupu moich duszyczek! Teraz promocja! Obniżka ceny o dziesięć procent!
  W krzyczeniu widać było, że Harron Potter jest mistrzem. Chętnych zakupu zjawiła się spora grupka. Amarant musiał spokojnie czekać na przebieg sytuacji. Był niezadowolony, że nie może nic zrobić.
  Na podeście został już tylko książę i dwóch innych towarzyszy. Zastanawiało go, czemu Harron nie namawia, żeby go kupić, a gdy ktoś do niego podchodził, Łowca polecał kogoś innego. Myślał już, że nie zostanie sprzedany, gdy do Harrona podszedł jakiś starszy człowiek, nie wyglądający na kogoś z dobrymi intencjami.
  - O jak miło, że pan przyszedł - zaczął Harron.
  - Dobra, dobra. Który to ten pół Saiyan?
  - Ten tutaj. Myślę, że Fhjull będzie z niego zadowolony.
  - To już on sam to zadecyduje. Biorę go.
  - Nie! Ja Go Biorę!
  W tej chwili z góry zleciał mężczyzna z dużymi, białymi skrzydłami, jak u anioła. Uderzył prawym prostym Harrona, wziął Amaranta i wzleciał do góry.
  Harron był widocznie zdenerwowany.
  - Za nim, durnie!


-> Wstęp <- | Rozdział XXVI <- | -> PH #02

Autor: Simon Pierre




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.