Część pierwsza - Saiyański książę

Wstęp | Prolog | Część pierwsza: Saiyański książę

Wstęp

To jest nowy wstęp, napisany w kwietniu 2007. Stary przestał być aktualny.

Drugą sagę DBAZ mogłem zacząć pisać już jakieś dwa tygodnie po zakończeniu pierwszej. Zacząłem znacznie później i piszę do dziś, znacznie dłużej niż DKS czy ES. W tak zwanym międzyczasie, w moim życiu wydarzyło się bardzo wiele mniej lub bardziej interesujących rzeczy, co miało niebagatelny wpływ na AZetkę. Wielokrotnie byłem bliski porzucenia fika (czy pisania w ogóle) albo rozpoczęcia go od nowa, z trochę innym podejściem. Ostatecznie postanowiłem jednak spróbować zakończyć tę swoistą dragonballową epopeję w tej wersji, w której jest teraz. Życzcie szczęścia, przyda się.

Tekst poniżej pochodzi z poprzedniej wersji wstępu. Zostawiam go, bo się aż tak nie zdezaktualizował.

Tak czy inaczej, sadzę, że jakieś 90% Gehenny już mam (wymyślone, znaczy się) i przyznam szczerze, że podoba mi się to, co wymyśliłem, chociaż jeszcze bardziej szczerze przyznam, że trudno mi ogarnąć całokształt, co z kolei przeraża mnie nieco w kwestii pisania samego fanfika. Nie mam pojęcia ile to może potrwać, a nawet nie mam pewności, czy zdołam go napisać. Cóż będę się starał.
Samo wymyślanie też nie obyło się bez problemów. Było ich mnóstwo, ale najbardziej zapadły mi w pamięć dwa. Zdradzenie ich nie popsuje nikomu czytania, więc nie zamierzam się hamować.
Pierwszym problematycznym motywem, a raczej postacią, okazał się Saladin. Jak niektórym wiadomo, miał on zginąć pod koniec DKS, więc pierwotna fabuła "Gehenny" w ogóle nie zakładała jego udziału. Ponieważ jednak przeżył, trzeba było tę obecność uwzględnić (motyw "śmierci w międzyczasie" zostawiam twórcom hollywoodzkim, których nie stać na zapłacenie zwięskzonej gaży wypromowanym przez siebie aktorom). To był spory kłopot.
Kiedy już wymyśliłem dla niego rolę, okazała się ona epizodyczna i nieciekawa, więc jemu samemu oczywiście nie podobała się, co dobitnie mi uświadamiał za każdym razem, gdy próbowałem się skupić na innych aspektach fika. Powoli więc jego motyw ewoluował i rozwijał się, by ostatecznie nabrać znaczenia jednego z kluczowych (choć nie pierwszoplanowych) dla głównej osi fabuły. Wtedy dał mi względny spokój. Wredota, a ja tak go kiedyś lubiłem...
Drugą trudnością okazała się spora złożoność tła historii. Wiecie o co chodzi - tej ogromnej zbieraniny szczególików, które trzeba wyjaśnić, by czytelnik nie czuł się zagubiony w świecie, istniejącym tylko w głowie autora. Tych wszystkich aspektów, które muszą zostać napisane, a które nie mają bezpośredniego związku z ciągiem wydarzeń. Tło DKSa zawierało się w znacznej większośc w samym DBZ, więc było jakby z definicji gotowe, tym razem było nieco inaczej. Szybko uświadomiłem sobie, że albo wydam najpierw encyklopedię "Gehenny", żeby wszystko wyłożyć jasno - niebiesko na czarnym, albo pierwsza połowa drugiej sagi zmieni się w nudne tłumaczenie, że to jest tak, to owak, a tamto jeszcze inaczej.
Rolę tła musiały więc przejąć specjale (jest to jeden z powodów ich nadmiernej rozwlekłości). Trochę to spowolniło akcję w "Edge Story" czy przede wszystkim "Lanfa-jin Series" (kiedy piszę te słowa ten tekst nie jest jeszcze dokończony), ale dzięki temu zabiegowi uniknę już niektórych wyjaśnień odnośnie choćby dziedzictwa genetycznego Saiyanów. Znudzonych czytelników przepraszam, ale zależy mi, żeby "Gehenna" była dobra, nawet jeśli historia Lanfanów ma przez to być przeciętną pisaniną czy nawet zwyczajną grafomanią.
Tych, których nie ciekawi to, co wpisuję w niniejszym pliku chcę uspokoić, że zbliżam się już do końca. Zanim jednak przejdę do ostatniej fazy "wstępu", czyli fragmentów soundtracku, chciałbym jeszcze podziękować wszystkim czytelnikom, którzy przeczytali i nadal czytają AZetkę, oceniają ją (nadspodziewanie wysoko) na naszej stronie, recenzują na (także na forum) i zagadują o nią e-mailami czy na GG. To wszystko trzyma mnie przy życiu, bo chyba nie byłbym już w stanie pisać wyłącznie dla samej satysfakcji tworzenia. Uzbrójcie się w cierpliwość - "Gehenna" nadchodzi, na co dowód (prolog) dołączam do tego wstępu. Na resztę musicie zaczekać do zakończenia LjS.
No i last but not least - fragmenty soundtracku. Jak już wielokrotnie pisałem, ogromny wpływ na moją twórczość ma muzyka, która ukształtowała znaczną część DKS czy ES. Nie inaczej jest w przypadku "Gehenny", którą lubię sobie czasem wyobrażać jako serial anime z openingiem, endingiem i theme'em. Właśnie te trzy utwory chciałem tutaj przytoczyć:

THEME - Queen - "Spread Your Wings"
OPENING - Beatsteaks - "I Don't Care As Long As You Sing"
ENDING - Era - "If You Shout"

(Widać tu pewną zmianę klimatu w porównaniu do hardrockowej ścieżki DKSa, ale nie znaczy to, że "Gehenna" będzie łagodniejsza niż pierwsza saga. Na to nie liczcie.)
To już koniec wstępu. Mam nadzieję, że następne moje wywody jakie przeczytacie będą już posłowiem mojego fanfika. Bardzo bym tego chciał.

Pozdrawiam wszystkich

Vodnique


-> Prolog

Autor: Vodnique




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.